Refleksja po morderstwie Prezydenta Pawła Adamowicza
W upalny dzień 21 lipca 1788 roku spłonęła Ostróda. Pożar zaprószony w miejskiej słodowni przez nieostrożnego słodownika Martina Bergmanna w ciągu zaledwie 2 i pół godziny pochłonął całe miasto. W ogniu zginęło pięć osób a większość z 1539 mieszkańców miasta straciło dach nad głową. Większość z nich osiedliła się w Miłomłynie, Morągu, a także podostródzkich wsiach Kajkowo, Ornowo czy Tyrowo. Miasto zostało kompletnie zniszczone. Podejmowano nieudolne próby jego odbudowy, które o mało co nie zakończyły się całkowitym zaniechaniem i decyzją o likwidacji miasta. Pierwsi mieszkańcy powrócili do Ostródy dopiero w 1795r.
Przed dwoma dniami w czasie finału największego święta dobroczynności i miłości w Polsce zamachowiec w bestialski sposób zaatakował i ostatecznie zamordował gdańskiego prezydenta Pawła Adamowicza. Człowieka od lat sprawującego funkcję prezydenta, a wcześniej radnego miasta. Otwartego, tolerancyjnego i kompetentnego samorządowca, uwielbianego przez zdecydowaną większość mieszkańców miasta, o czym świadczy tak niedawno osiągnięty przez niego wynik w wyborach. Tego samego dnia z funkcji prezesa fundacji WOŚP rezygnuje Jerzy Owsiak. Przez media przewala się fala komentarzy, oskarżeń i wspomnień. Media społecznościowe wypełnione są komentarzami.
Co łączy te dwa odległe od siebie o 231 lat i pozornie niezwiązane ze sobą wydarzenia? Dlaczego właśnie ostródzki pożar przyszedł mi do głowy? Myślę, że wielu ówczesnych ostródzian czuło to co czuje dziś miliony Polaków. Poczucie beznadziei, bezradności, załamania, żalu i rozpaczy. Co jeszcze musi się wydarzyć by polskie społeczeństwo się opamiętało?
Przed kilkoma laty napisałem tekst „Terroryści w Ostródzie” (można go znaleźć tu: http://www.naszaostroda.pl/index.php/rozmaitosci/948-terrorysci-w-ostrodzie ), w którym przypominam nieudany zamach terrorystyczny bojówkarza NSDAP z 1932 roku. Pisałem w nim jak wielkie jest niebezpieczeństwo obojętności. Jak zło korzysta z naszego braku reakcji i powoli, niezauważenie nas pochłania. Zjada kawałek po kawałku powoli przesuwając granice naszej tolerancji i akceptacji. Zarówno ten jak i wiele podobnych temu głosów (zdecydowanie większych ode mnie autorytetów) zostały jednak zlekceważone. I dziś mamy tego efekt. Polała się niewinna krew dobrego człowieka, męża, ojca, przywódcy.
To jest jednak efekt naszej obojętności i braku reakcji na zło, które dzień po dniu zdobywa teren. Zła które kawałek po kawałku infekuje ludzkie serca. Media już dziś spekulują czy morderca był poczytalny czy nie. Ja pytam jakie to ma znaczenie poza oczywiście kwalifikacją czynu i dalszym postępowaniem procesowym? Stanowczo nie zgadzam się z tymi, którzy za wszelką cenę próbują powiedzieć, że czyn ten nie ma żadnego związku z obecną sytuacją w Polsce, a wszelkie próby ich powiązania cynicznie nazywa się „podkręcaniem spirali nienawiści”. Czy rzeczywiście czyn tego człowieka tak bardzo nas dziwi biorąc pod uwagę język jaki używamy w publicznej debacie? Czy naprawdę nazywanie Adamowicza „rakiem na polskiej demokracji”, „homoliberałem”, „zdrajcą”, „unijną marionetką” i wystawienie mu „Politycznego Aktu Zgonu” nie miało żadnego wpływu na poczynania szaleńca? Kto chce może w to wierzyć. Osobiście uważam, że wcale nie tylko jedna, a wszystkie strony politycznej sceny od wielu lat budują swój kapitał polityczny nie na merytorycznej dyskusji i argumentach, ale sianiu nienawiści i lęku przed tymi drugimi. Problem Polaków polega na tym, że dali się na to złapać. Nie trzeba być prorokiem by wiedzieć, że szambo nienawiści wreszcie osiągnie krytyczny punkt i wszystkich nas obleje ekskrementami. Nie mam też złudzeń, że już od wczoraj wszyscy na tej tragedii budować będą swoją politykę szukając korzyści i haków na tych drugich.
Ostródę jednak odbudowano. Nakreślono nowe plany miasta. Wytyczono szerokie ulice. Rozebrano mury miejskie, których cegła posłużyła do budowy nie drewnianych i krytych strzechą, ale ceglanych domów. Z Morąga, Królewca i wielu innych miast płynęła do miasta pomoc finansowa. Po wielu dziesiątkach lat Ostróda odżyła osiągając status i poziom, który wcześniej był niewyobrażalny. Choć droga była kręta i wielokrotnie ostródzianie na niej upadali, jak chociażby w czasie pobytu Napoleona i jego armii w mieście, czy też w trakcie epidemii tyfusa. Wspólnymi siłami udało się jednak miasto odbudować tak pięknie, że już jakieś sto lat później nazywano je „Perłą Oberlandu”. Wielka tragedia, która przyniosła cierpienia i stratę dla wielu, dzięki uporowi, konsekwencji i pracy została przekuta w dobro. Miasto uwolniło się od ciasnej, drewnianej zabudowy. Odżyło silne i piękne jak nigdy. Ostródy nie zmógł także ogień ze stycznia 1945 roku. Do dziś żmudnie i mozolnie pnie się w górę ciesząc oko i napełniając serca dumą. Ostróda, jak każda społeczność, jest tak silna jak jej członkowie. Tak długo jak będzie się o to miasto walczyć pomimo różnych wizji i poglądów, jak będzie się wspierać najsłabszych jego obywateli, tak długo Ostróda będzie trwać.
Polskie społeczeństwo wygląda jak Ostróda w lipcowy wieczór 1788r. Wielu pyta dziś czy jest jeszcze sens? Czy jest co odbudować? Może po prostu lepiej odpuścić bo z tego nic dobrego nie będzie? Przecież zostały tylko zgliszcza. Czy nie o tym świadczy decyzja Owsiaka? Wielu z nas miota się pomiędzy rezygnacją i beznadziejnością a złością i rozpaczą. Widzę i rozmawiam z ludźmi, którzy dotychczas nie interesowali się przestrzenią publiczną, a wczoraj stali ze łzami w oczach paląc znicze przed amfiteatrem. Coś w nas pękło. Stało się zbyt wiele. Pytanie co z tym wszystkim zrobimy? Odbudujemy ze zgliszczy? Postawimy jeszcze lepszą i piękniejszą Polskę? Czy odpuścimy? Pozwolimy by ciemność nas pochłonęła. Nie można już dłużej udawać, że nic się nie dzieje. Nadszedł czas decyzji i działania. Każda tragedia, cierpienie i śmierć nie ma kompletnie żadnego sensu. Jednak jeśli już się stała możemy nadać jej sens. Możemy sprawić by ofiara nie poszła na marne. By przelana krew stała się źródłem nowego życia. Nie może być tak jak dotychczas, że wszystkie narodowe tragedie łączyły nas jedynie na chwile by ostatecznie jeszcze bardziej pogłębić podziały i nienawiść.
Nie może to być jednak działanie oparte na chęci zemsty, nienawiści i odpłaceniu „tym drugim”. Nie można walczyć o dobro wykorzystując do tego zło. W ten sposób stajemy się tacy sami. Doprowadzamy jedynie do eskalacji zła. Mój wielki autorytet, wzór w pokojowej walce na rzecz praw prześladowanych i wykluczonych Martin Luther King powiedział kiedyś: „Ciemność nie przezwycięży ciemności, uczyni to tylko światło. Nienawiść nie przezwycięży nienawiści, może to zrobić jedynie miłość.” Słowa te odnoszą się do chrześcijańskiego rozumienia miłości, która jest odpowiedzą na wszystko. Miłością, która jest wstanie przezwyciężyć zło. Bo to Bóg jest miłością. I przyjdzie dzień gdy ta miłość, sprawiedliwość i dobro Chrystusa na świecie zatriumfuje.
Zanim jednak doczekamy nadejścia Pana, to On od nas oczekuje tego, że będziemy Jego świadkami i odblaskiem jego sprawiedliwości i miłości. Jako chrześcijanie powinniśmy temu skołatanemu, pogrążonemu światu nieść tę dobrą nowinę. Łagodzić, budować a nie dzielić. Zgodnie ze słowami ap. Pawła: „Miłość niech będzie nieobłudna. Brzydźcie się złem, trzymajcie się dobrego. Miłością braterską jedni drugich miłujcie, wyprzedzajcie się wzajemnie w okazywaniu szacunku, w gorliwości nie ustawając, płomienni duchem, Panu służcie, w nadziei radośni, w ucisku cierpliwi, w modlitwie wytrwali; wspierajcie świętych w potrzebach, okazujcie gościnność. Błogosławcie tych, którzy was prześladują, błogosławcie, a nie przeklinajcie. Weselcie się z weselącymi się, płaczcie z płaczącymi. Bądźcie wobec siebie jednakowo usposobieni; nie bądźcie wyniośli, lecz się do niskich skłaniajcie; nie uważajcie sami siebie za mądrych. Nikomu złem za złe nie oddawajcie, starajcie się o to, co jest dobre w oczach wszystkich ludzi. Jeśli można, o ile to od was zależy, ze wszystkimi ludźmi pokój miejcie. Najmilsi! Nie mścijcie się sami, ale pozostawcie to gniewowi Bożemu, albowiem napisano: Pomsta do mnie należy, Ja odpłacę, mówi Pan. Jeśli tedy łaknie nieprzyjaciel twój, nakarm go; jeśli pragnie, napój go; bo czyniąc to, węgle rozżarzone zgarniesz na jego głowę. Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj.” (Rz 12)
W jednym z kultowych filmów „Gwiezdne Wojny. Zemsta Sithów” padają takie słowa: „Ciemność jest szczodra, jest cierpliwa i zawsze zwycięża, ale w samym sercu jej siły leży jej słabość: wystarczy jedna, jedyna świeca, by ją pokonać. Miłość jest czymś więcej niż świecą. Miłość potrafi zapalić gwiazdy.” Choć dotyczą one fikcyjnej historii wyrażają one odwieczną prawdę, o której chrześcijanie mówią słowami Ewangelii Chrystusa: „Wy jesteście solą ziemi; jeśli tedy sól zwietrzeje, czymże ją nasolą? Na nic więcej już się nie przyda, tylko aby była precz wyrzucona i przez ludzi podeptana. Wy jesteście światłością świata; nie może się ukryć miasto położone na górze.” (Mt 5, 13-14) Każdy nas zadawać sobie może w końcu pytanie: No dobrze? Ale to co mogę? Co ja zwykły szary obywatel mogę zrobić? Możesz wiele. Bo zmiana świata zawsze zaczyna się ode mnie samego. Zmieniając siebie zmieniam ważną cząstkę świata, która oddziałuje na innych. Przede wszystkim nie atakuje, pilnuje się by samemu nie używać języka nienawiści i pogardy. Upominam tych, którzy to robią. Staje w obronie tych, którzy są atakowani i prześladowani. Nie ważne czy na szkolnym korytarzu, w autobusie, metrze, urzędzie czy kościele. Nie może być w nas za grosz tolerancji dla zła i pogardy. Bo każde przymknięte oko przesuwa granicę dalej, aż poleje się krew.
Postarajmy się przypomnieć sobie tę niesamowitą pozytywną energię, którą jeszcze niedawno wywołał w nas finał WOŚP. Nie pozwólmy jej w sobie zabić i bądźmy razem. Każdy inny, każdy równy, każdy ważny, akceptowany i kochany. Wspólnie rozświetlmy Polskę blaskiem serc. Czy to z pobudek humanistycznych, etycznych czy w końcu chrześcijańskich. Nie ważne jak, ważne, że razem. Bo z każdego bagna da się wyjść i odbudować piękny naród, jak nasi przodkowie Ostródę z gruzów i zgliszczy. Bo gdzieś tam na dole, pod tym błotem, szambem i spalonymi resztkami leżą nasze wspólne fundamenty, nasze człowieczeństwo i chęć życia.
A ponieważ trzeba zacząć od siebie (i tak drodzy hejterzy to jest ten czas kiedy należy już odpalać klawiatury) chcę publicznie zadeklarować, że mój Kościół jest nie tylko wolny od nienawiści, ale chce by był miejscem, w którym każdy znajdzie otwarte drzwi. Miejscem, w którym tworzymy wspólnotę ludzi niedoskonałych, grzesznych, czasem zagubionych i wątpiących, ale jednocześnie dotkniętych Bożą łaską i miłością. Ludźmi, którzy nie oceniają i nie sądzą a wspierają i towarzyszą. Miejscem w którym Słowo Boże przywraca godność człowieka i wartość ludzkiego życia. Gdzie miejsce znajdzie każdy odrzucony, poniżony i wzgardzony. Niezależnie od poglądów, wyznania, seksualności, koloru skóry czy pochodzenia. Miejscem, w którym to bezgranicznie kochający i cierpiący za człowieka Chrystus daje nadzieję na lepsze dni. „Ja jestem światłością świata; kto idzie za mną, nie będzie chodził w ciemności, ale będzie miał światłość żywota.” (J 8,12)
Ks. Wojciech Płoszek